niedziela, 18 stycznia 2015

Chce odzyskać moje życie - dalsze losy Eweliny cz.1

Dzisiaj mija dokładnie 8 lat od feralnego dnia który pociągnął za sobą mało przyjemne zdarzenia. Obudziłam się dziwnie zaniepokojona, czułam kujący ból w sercu, strach w głowie, a ręce drżały mi jak staruszce z Parkinsonem. Nie wiedziałam co mam zrobić, nie umiałam wydobyć z siebie nawet jednego dźwięku.
-Co się dzieje? - myślałam przerażona.
Ten dzień miał być zwykłym wspomnieniem, nową dawką siły, która buduje moje życie, tymczasem to budzący strach koszmar, horror, który jest snem na jawie. Czułam, że muszę wstać, dostarczyć sobie poranną dawkę kofeiny i zacząć żyć. Jakaś niewidzialna siła przywiązała mnie równie niewidzialną liną do mojego wielkiego tapczanu. Pokonałam to jednak, a wstając poczułam jak cały mój pokój kręci się wokoło mnie, a ja stoję i czuje jak umieram, potem już nic nie pamiętam. Obudziłam się na swoim łóżku z ręcznikiem na głowie i spanikowanymi rodzicami, a właściwie to tylko mama zachowywała się jak wariatka, a tata uderzał mnie ręką po twarzy.
-Tato jestem dorosłą kobietą, a Ty dopiero teraz chcesz mnie wychowywać po męsku - zapytałam śmiejąc się.
-A Ciebie jak zawsze dobry humor wgl nie opuszcza - odparł poirytowany ojciec.
-Wiedziałam, że tak to się skończy, nic nie jesz, jedziemy do szpitala, musisz zrobić badania - wtrąciła się rozżalona mateczka.
Na tym skończyłam naszą rozmowę, wstałam z łóżka i poszłam zrobić sobie kawę. Czasami miałam ich dość, jestem dorosła, a oni traktują mnie jak dziecko, wiele razy chciałam się wyprowadzić, ale nie chce robić im przykrości, mama by się załamała, jej zaufanie do mnie nadal przypominało ziarenko grochu w ziemi, które choć codziennie podlewane nadal nie wykiełkowało. Doskonale wiem, że ich zawiodłam, ale to było 8 lat temu, cholera jestem dorosła, nie zrobię od nowa tego głupiego błędu, narkotyki to przeszłość, której nie chce pamiętać. Kawa nie pomogła, zjedzone śniadanie zamiast dodać mi siły, całkowicie mi ją odebrało. Ta sama niewidzialna siła, która jeszcze chwilę wcześniej przywiązała mnie do łóżka teraz pląta myśli w mojej głowie. Martwiłam się, bo nagle poczułam potrzebę odwiedzenia tego pamiętnego miejsca, który zmienił moje życie na 3 lata i sprawił, że już nigdy nie było takie jak dawniej. Każdego dnia muszę walczyć ze sobą, walczyć z uczuciem, które niszczy mnie od środka, byłam na odwyku, który szczerze mówiąc nie przyniósł mi wolności, każdej nocy przychodzi do mnie demon narkotykowy, tak nazywam moje sny. Przychodzi i woła mnie, tłumaczy, że jeden skręt, jedna działka czy nawet mała strzykaweczka to nic złego. Nikt nie wie o moich snach, boję się, że rodzice pomyślą, że brakuje mi ćpania, a ja sama nie wiem jak jest, wiem tylko tyle, że moja silna wola, którą budowałam od dnia zobaczenia rodziców na dworcu nie pozwala mi na powrót do tego świństwa. Postanowiłam jednak, że pójdę do miejsca mojego horroru, może to coś zmieni. Ubrałam buty, założyłam moją ukochaną kurtkę, a nawet czapkę, bo czułam, że wiatr tego dnia daje o sobie znać, a gdy już otwierałam drzwi odezwał się głos, który cholernie mnie męczy.
-Ewelina gdzie się wybierasz?! - zapytała nerwowo.
-Mamo mam 23 lat, nie traktuj mnie jak dziecko, idę na spacer, a potem muszę coś załatwić, będę wieczorem.
Wyszłam z domu zatrzaskując za sobą wielkie dębowe drzwi. Moja mama była nieznośna, kontroluje mnie na każdym kroku, to już obsesja, która w końcu sprawi, że pewnego dnia pęknę, spakuje swoje rzeczy i wyjdę z domu. Brak mi słów, żeby odpisać moją złość, kocham ją, zawdzięczam jej wszystko, ale nienawidzę w niej tej chorej obawy.
Szłam w kierunku speluny, z każdym krokiem czułam większy strach.


W końcu doszłam na miejsce, które nic się nie zmieniło, nadal było obskurne, śmierdzące i straszne. Wchodząc z jednego pokoju do drugiego usłyszałam głosy,  cicho wycofywałam się i przykucnęłam przy ścianie przysłuchując się rozmowie młodych ludzi.
-Stary to tylko mała dawka, zobacz na ta strzykawkę, nie poczujesz bólu, a potem będziesz miał taki odlot, że się nie gada.
-Kamil nie chce rozumiesz, to jest świństwo, przecież jeszcze niedawno znaleźliśmy tu starą gazetę, w której był wywiad z tą Eweliną, która mieszka na sąsiednim osiedlu, mówiła tam, że właśnie jeden raz może popsuć wszystko, a ta strzykawka nawet nie jest nasza, ktoś nie przypadkiem ją tu zostawił.

-Nie chcesz to nie, ja tam się zabawię.
-Nieeeeeeee.
Wybiegłam krzycząc, ale niestety spóźniłam się, ten chłopak zdążył wbić sobie w żyłę strzykawkę  i opróżnić ją do samego końca. Chłopiec oszalał, razem z jego kolegą kolegą udało nam się doprowadzić go do szpitala. Moje przypuszczenia się potwierdziły, to była heroina, modliłam się o to, żeby ta strzykawka nie była przez nikogo używana, biedny mógł się czymś zarazić. Niestety Bóg nie wysłuchał moich modlitw.
HIV przekleństwo na całe życie.

_________________________________________________________
Udało się, napisałam dalsze losy Eweliny z opowiadania "Chcę odzyskać moje życie" to na razie I część, w planach mam napisanie jeszcze czterech. Trzymajcie kciuki.
Miłego czytania.

Pozdrawia Anka.

środa, 7 stycznia 2015

KONIEC ŚWIATA

Wiatr huczał przeraźliwe, gałęzie drzew łamały się jedna po drugiej, fruwając po okolicy. Wszędzie roznosiły się krzyki. Zaczęło się! Zaczęło!.  W miasto wkroczyła okropna panika, ludzie zamienili się w dzikie zwierzęta próbujące przeżyć w dziczy. Tak właśnie wyglądało miasto w oczach pięcioletniej Zuzi, która nie rozumiała jeszcze zbyt wiele. Była małym dzieckiem, które nie odczuwało strachu, więc postanowiła wyjść z domu by popatrzeć jak ludzie bawią się w berka. Ubrała swoje różowe buciki i ukochaną kurtkę, którą dostała od swojego taty, to był ostatni prezent jaki od niego otrzymała, a potem jak to jej mamusia mówi wyparował. Zuzia wyszła z domu, niezauważona przez swojego starszego brata, pod którego była opieką. Wychodząc z bloku nie widziała już nikogo, było jej smutno, że już nikt nie bawi się w berka. Postanowiła jednak nie wracać do domu, wiedziała, że brat będzie na nią krzyczał, tylko tyle potrafił. Przed odejściem taty był inny, bawił się z nią, pilnował jej i nawet mówił jak bardzo ją kocha, a teraz to już nawet z nią nie rozmawia. Niechętnie zostaje w domu gdy mama wychodzi do pracy. Dziewczynka szła spacerkiem rozglądając  się dookoła. Pierwszy raz świat wydawał jej się piękny.  Ona szła, a wszystko inne wyglądała tak jakby podążało za nią. Słyszała głosy jakie przynosił do niej uszu wiatr. Koniec świata, koniec świata, to już jest koniec tego świata. Dla innych ludzi tak było, ale Zuzia myślała inaczej, a  jeśli koniec nie jest końcem tylko początkiem, to może w końcu do mojego domku trafi szczęście. Zuzia była bardzo mądrą dziewczynką, zawsze wieczorem gdy zostawała sama w pokoju rozmawiała z Bogiem, prosiła o uśmiech dla mamy i głos dla brata, które zabrał ze sobą jej tatuś, wtedy gdy pakował swoje rzeczy do dużej czarnej walizki. Zuzia myślała, że wtedy jej tata przez przypadek zapakował do walizki najpiękniejsze cechy mamy i brata.  


Nagle dziewczynka poczuła wielki ból i upadła. Czuła jak nagle traci wszystko, mamę, tatę i brata.  W pewnym momencie ból ustał, a gałąź, która uderzyła dziewczynkę poleciała dalej.  Jednak Zuzia trochę się wystraszyła i postanowiła szybko wrócić do domu.  Dla pięcioletniego dziecka widok domu był przerażający. Otwierając drzwi zobaczyła tatę i brata, grających razem w grę planszową, W drugim pokoju siedziała jej mama, która pierwszy raz od dawna była uśmiechnięta. To było najdziwniejsze dla Zuzi, wystraszyła się, zaczęła płakać, niestety pierwszy raz jej mama nie podeszła do niej by ją przytulić, pobiegła do brata by powiedzieć mu o tym co się stało, niestety, on jej nie widział.  Dla niej to było takie smutne świat z dnia na dzień stawał się bardziej kolorowy, radosny i piękny. Ludzie byli ciągle uśmiechnięci, dla nikogo z nich nie było rzeczy niemożliwych. Liczyła się tylko chwila, a dziewczynka jako jedyna była sama. Małe dziecko błąkało się po ogromnym świecie bez opieki. Brak miłości, ciepła i bezpieczeństwa, zabijało dziewczynkę. Każdego kolejnego dnia stawała się słabsza, smutniejsza. Energia ulatniała się z niej jak para z czajnika z gotującą się wodą. To był moment. Wtedy pierwszy raz Zuzia upadła na ziemię tracąc przytomność. Leżąc przez krótki czas na drodze usłyszała głos. 
-Powstrzymaj swój własny koniec świata.


 Postać mówiąca te słowa zniknęła w momencie gdy dziewczynka otworzyła oczy. Wstała i pobiegła do domu. Tam zobaczyła znowu swoją rodzinę, która była w bardzo złym nastroju, wszyscy płakali, byli ubrani na czarno i oglądali rodzinne zdjęcia. Zuzia nie wiedziała o co chodzi, więc postanowiła, że na tą noc zostanie w domu. Wczesnym rankiem usłyszała głosy jej rodziny. Wszyscy znowu ubrani na czarno wychodzili właśnie z domu. Dziewczynka postanowiła pójść za nimi. Ich spacer nie trwał jednak długo, po niespełna 15 minutach doszli na miejsce. Dla Zuzi było niezrozumiałe to, że jej rodzina przyszła na cmentarz, po co tu przyszli zastanawiała sie. Wszystko się wyjaśniło gdy podeszli do małego grobu, na którym było napisane:

 „Zuzanna Milówka, mała dziewczynka, która

 próbowała przezwyciężyć koniec świata”

 Teraz wszystko było jasne, to, że coś uderzyło ją w głowę to wcale nie było snem, ona teraz jest duchem, ale nadal nie rozumiała jednego dlaczego Bóg jej to robi, przecież ona prosiła tylko o drobną przysługę dla swojej mamy i brata. Jej rodzina wróciła do domu, a świat razem z nią stawał się ponury i szary. Tylko Zuzia nadal była ubrana w kolorowe ubranka i tylko na jej twarzy widniał uśmiech. Dziewczynce było smutno, czuła, że to wszystko dzieje się przez nią. Pragnęła wszystko naprawić, jednocześnie wiedziała, że to był jakiś koniec świata w jej życiu. Bała się tego, że już nigdy nie będzie mogła przytulić swojej mamy i powiedzieć kocham do brata, nawet jeśli oni mieli zawsze już być tacy jak przedtem.  Zuzia nie chciała już aby jej tata oddał skradziony uśmiech  i głos. Pragnęła tylko cofnąć czas, tak by być znowu z rodziną. Mijały dni, nic się nie zmieniało, poza jednym. Świat rodził się na nowo. Powracały kolory, zielony, niebieski, czerwony  i na końcu żółty, a razem z żółtym pojawiła się jasność.  Wszyscy ludzie znów byli radośni, nawet jej rodzina znów była szczęśliwa, zapomnieli o wszystkich zmartwieniach i o niej także. Grób przestał być odwiedzany, stał się pusty i ponury jak serduszko dziewczynki. Zuzia nie chciała tego,  pragnęła by rodzina o niej pamiętała, niestety oni zapomnieli. Pewnej nocy gdy Zuzia kładła się spać postanowiła znów porozmawiać z Bogiem, powiedziała mu kilka bardzo mądrych słów:
-Panie Boże chciałam Ci podziękować. Spełniłeś moją prośbę i moja rodzina znów jest szczęśliwa. Niech o mnie nie pamiętają lecz będą szczęśliwi, ale błagam nie karz mi na to patrzeć, bo czuje, że tracę serce. Zabierz mnie do siebie, proszę. Dobranoc.
W nocy do dziewczynki znów przyszła ta sama postać co kiedyś uśmiechnęła się do niej i powiedziała: 
-Taka mała, a jakie serce”, znikając wypowiedziała jeszcze dziwne zdanie „Bóg przygotował koniec świata, lecz żaden człowiek go nie przewidzi, a wasze końce świata to tylko zamknięcie kolejnego etapu życia. Wczesnym rankiem dziewczynka otworzyła oczy, ujrzała rażąco białe pomieszczenie, rozejrzała się dookoła i ujrzała całą swoją rodzinę. Wszyscy zaczęli płakać ze szczęścia gdy okazało się, że Zuzia wybudziła się ze śpiączki, w której była od roku. Dziewczynka gdy zdała sobie sprawę, że to wszystko to było po to by naprawić jej rodzinę powiedziała głośno, dziękuje  Ci.  Miejskie gazety zaczęły pisać: 

miał być koniec przyszedł cud, by pokazać, że jest Bóg. Ludzie zrozumieli, że na koniec świata nie mają wpływu.






czwartek, 1 stycznia 2015

CHCĘ ODZYSKAĆ MOJE ŻYCIE


Czasem jedna chwila sprawia, że zapominamy o tym co jest najważniejsze. W przypadku Eweliny było podobnie. Jeden raz sprawił, że straciła dom, rodzinę i przyjaciół.  Niestety życie nigdy nie było słane różami, a dziewczyna doskonale się o tym przekonała. Historię swojego nastoletniego życia opisała w pamiętniku dopiero jako dorosła kobieta.


Tego dnia stanęłam jedną nogą na drodze do piekła. Gdybym mogła cofnąć czas wszystko byłoby jak dawniej.  Z samego rana wyszłam z domu i szłam w kierunku szkoły. Po drodze spotkałam swojego chłopaka, byliśmy ze sobą zaledwie 2 tygodnie ale zadurzyłam się w nim po uszy. Kamil namówił mnie na wagary, powiedział, że ma dla mnie niespodziankę. Trochę byłam zdziwiona gdy zobaczyłam to miejsce.  Była to ruina starej, opuszczonej kamienicy, wyglądała raczej na noclegownie bezdomnych i miejsce imprez jakiś narkomanów, a nie miejsce na niespodziankę dla dziewczyny. Nie odzywałam się jednak  nic. Weszłam razem z nim do środka, tak zobaczyłam kilkoro ludzi, wszyscy byli tacy dziwni, jakby pijani ale nie do końca, wtedy domyśliłam się, że miałam racje, przyprowadził mnie do speluny narkomanów, tylko po co?  Kamil przedstawił mi swoich przyjaciół i odszedł na chwilę. Byłam zdziwiona, że taki porządny chłopak zadaje się z ćpunami, Boże gdy zobaczyłam to co on robi łzy same zaczęły płynąć mi z oczy. Mój chłopak miał strzykawkę i wstrzykiwał sobie coś w żyłę. Wtedy już wiedziałam, że on jest taki sam jak jego znajomi. Chwilę później chłopak już kierował się w moją, otarłam więc łzy i udawałam, że nic się nie dzieje. Zabrał mnie na spacer był dziwnie pobudzony, wiedziałam, że to od narkotyków. Bałam się ale postanowiłam zapytać dlaczego mnie tu przyprowadził. Gdy usłyszał moje słowa, zdenerwował się niesamowicie, zaczął krzyczeć, mówił, że jestem idiotką, że zaraz mnie zabije jeśli nie przestanę. Wykrzykiwał: to moi przyjaciele, których chciałaś poznać tak bardzo. Byłam przerażona zaczęłam płakać, próbowałam uciec, ale gdy chciałam się od niego oddalić, złapał mnie za rękę i uderzył w twarz. Potem podbiegli jego przyjaciele, dwóch chłopaków trzymało mnie, a  jedna z jego koleżanek wstrzykiwała mi to świństwo. 




Widziałam jak przez mgłę mojego chłopaka, który śmiał się i cały czas powtarzał, że będę taka jak oni. Po chwili zemdlałam, a oni zostawili mnie tam samą, leżałam taka bezbronna. Nawet nie pomyśleli, że mogę umrzeć. Obudziłam się prawdopodobnie po kilku godzinach, byłam taka jakaś inna, ale podobało mi się to, było mi wszystko obojętne, bo życie w końcu było kolorowe, takie jakie chciałam widzieć. Wtedy nie myślałam, zapomniałam o tym, że to narkotyki tak działają. Niestety to cudowne uczucie minęło po jakiś dwóch godzinach. Musiałam mieć tego więcej, na szczęście nie trudno było mi znaleźć  mojego chłopaka. Tym razem miał dla mnie coś innego, biały proszek, który miałam wciągnąć nosem, trochę się bałam, ale chęć tego wspaniałego uczucia przyćmiła by każdy lęk. Tak się zaczęło moje nowe życie. Zawaliłam szkołę, po dwóch miesiącach z najlepszej uczennicy stałam się jednym z najgorszych uczniów szkoły, to było pewne, że zawalę rok. Wtedy się tym nie przejmowałam. Dla mnie najważniejsze było ćpanie w dobrym towarzystwie. Przyjaciele odwrócili się ode mnie, mi to jednak nie przeszkadzało, miałam nowych przyjaciół, lepszych, dojrzalszych. Rodzicie nie dawali sobie ze mną rady, co rusz ciągnęli mnie do innego terapeuty, chodziłam, żeby dali mi spokój, ale zawsze kończyło się na jednym spotkaniu, potem olewałam sprawę. Rodzice w końcu dali mi ultimatum, jeśli nie zacznę chodzić regularnie na terapię, wyrzucą mnie z domu. Miałam to gdzieś, sama się wyprowadziła. Nie przemyślałam tego, niestety po miesiącu zaczęłam już tęsknić za rodzicami, a najbardziej za starszą siostrą i bratem, którzy robili wszystko by mi  pomóc, ale w końcu odpuścili zmienili miasto, w którym studiowali tak by nie mieć ze mną kontaktu. Byłam załamana, brałam coraz więcej i więcej. Mojemu chłopakowi znudziłam się, zostawił mnie, już znalazł sobie podobno inną. Po pół roku dowiedziałam się, że przedawkował i nie uratowali go, wtedy próbowałam się opamiętać by nie skończyć tak jak on ale nie dałam rady, niedługo później ja przedawkowałam, trafiłam do szpitala, podobno uratowała mnie minuta, jedna zwykła minuta, 60 sekund, Bóg się ulitował nade mną. Dał mi ostatnią szansę. Po kilku tygodniach spędzonych w szpitalu lekarze pomogli mi znaleźć dobry ośrodek, w którym mieli mi pomóc. Było ciężko, uciekałam, zaczęłam znowu brać, było mi obojętne bo zostałam sama. Siedząc na dworcu płakałam, nie wiedziałam co mam robić. Ale gdy ujrzałam pociąg dał mi coś do myślenia, majaczyłam, mówiłam sama do siebie ale byłoby cudownie gdyby z pociągu wyszła moja cała rodzina, nie widziałam ich już 3 lata.




Ale Bóg mnie kocha, ujrzałam ich byli tacy smutni, płakali moja mama przytuliła mnie i wtedy właśnie poczułam to matczyne ciepło. Zabrali mnie do domu. Od tamtej pory cała rodzina jest ze mną.  Jest bardzo blisko. Rodzeństwo znowu wróciło do rodzinnego miasteczka i wszyscy jesteśmy razem. Od 10  lat nie mam już kontaktu z narkotykami. Nie wiedziałam nawet, że z takiego nałogu da się wyjść tak naprawdę tylko dzięki pomocy rodzinie. Jestem im tak bardzo wdzięczna, do tej pory robię wszystko by się im odwdzięczyć. Ale takiego daru nie da się w żaden sposób wynagrodzić. Teraz już wiem, że cuda się zdarzają, ale to nie one nas ratują. To rodzina jest naszym ratunkiem i zbawieniem.

___________________________________________________________________
Jest to jedno z pierwszych moich opowiadań, napisałam je dobre kilka lat temu, to taki mój mały debiut, z którego jestem naprawdę bardzo dumna. Oczywiście musiałam dodać do niego wiele poprawek. Zapraszam do czytania ;)